„Borusz u progu 1000-lecia”.
Projekt został przygotowany przez Grupę Nieformalną Koło Miłośników Tuligłów przy współpracy ze Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju Tuligłów, w ramach Projektu „Podkarpackie Inicjatywy Lokalne 2017”, dofinansowanego ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.
Jego realizacja rozpoczęła się 27 czerwca 2017 r. Natomiast przygotowania i rozmowy z Nadleśnictwem, co do miejsca usytuowania tablicy, kilka miesięcy wcześniej.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria045d80a02c
Plan zakładał: zebranie informacji o grodzisku, opracowanie i wydanie folderów, wykonanie i ustawienie przy grodzisku tablicy informacyjnej i ławeczek. Oprócz tego wykonanie makiety grodziska na podstawie materiałów źródłowych. Dla zobrazowania życia w średniowiecznym grodzie przygotowane zostało przedstawienie „Przed wiekami na Boruszu”.
Realizacja projektu została udokumentowana na fotografiach, których część znajduje się na wystawie okolicznościowej w świetlicy środowiskowej.
Prace przy grodzisku polegały na wykarczowaniu części zarośli przy drodze i wyrównaniu terenu.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria8bb42aa507
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria767a4585d2
Po wykonaniu tych prac można było dopiero ustawić tablicę. Zamieszczone na niej treści zostały opracowane w oparciu o dostępne materiały, związane z badaniami archeologicznymi prowadzonymi, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria20a8935e26
Obok tablicy ustawionej przy leśnej drodze, zamontowane zostały ławeczki, które pozwolą odpocząć turystom, poszukiwaczom informacji o słynnym grodzisku lub grzybiarzom przemierzającym las.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria74fd4a3fdb
Równolegle do prac w lesie trwała budowa makiety obrazującej wygląd grodu Borusz. Powstała w oparciu o plan opracowany przez archeologów.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriadd22cd4ac7
Niemalże od początku trwania projektu młodzież pod kierunkiem pań: Małgorzaty Stec, Bożeny Wańkowicz i Iwony Buksa, przygotowywała inscenizację pt. "Przed wiekami na Boruszu", obrazującą życie w grodzie w czasach pierwszych Piastów.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria9ecce6b88d
Podsumowanie projektu miało miejsce 15 października 2017 r.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria8a83308bd6
Podczas podsumowania projekt wygłoszone zostały referaty. Ich treść znajduje się poniżej.
REFERAT I
„STAN OBECNY GRODZISKA BORUSZ”
To jedno z lepiej zachowanych wczesnośredniowiecznych założeń obronnych. Położone jest w odległości 1 km na południe od Tuligłów. Na wierzchowinie widoczny jest dobrze zachowany zarys systemu fortyfikacji, wałów i fos, otaczających gród oraz podgrodzia. Właściwy gród w kształcie nieregularnego owalu usytuowany jest na skraju wzgórza. Majdan o wymiarach 130 m x 70 m. otacza wał obwodowy wysokości około 1,5 m. Oprócz majdanu istniały trzy podgrodzia. Pierwsze o wymiarach 30 m x 50 m, drugie 70 m x 120 m, a trzecie najwyżej położone, 20 m x 70 m. Majdan od strony wschodniej wzmacniały dwa wały pierścieniowe i dwa wały zaporowe od strony zewnętrznej poprzedzone wyraźnymi zagłębieniami dawnych fos. Odcinały one warownię od łatwo dostępnej części wzniesienia. Pomiędzy wałami grodu właściwego i wałami zaporowymi, znajdował się krótki wał poprzeczny, zapewne strzegący dawnej bramy. W przestrzeniach między wałami usytuowane były podgrodzia. Wały miały konstrukcję drewniano – ziemną, a od zewnątrz obłożone były kamieniami.
BADANIA ARCHEOLOGICZNE
W latach pięćdziesiątych oraz na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w., na terenie grodziska, przeprowadzono badania archeologiczne. W wykopach znaleziono ceramikę wykonywaną ręcznie i otaczaną na kole garncarskim. Odkryto również noże, radlice, sierpy, szydła, krzesiwa, nieokreślone pręty, okucia i podkowy. Odnaleziona została również broń: groty strzał i groty oszczepów. Z uprzęży – wędzidła i ostrogi.
Badania wykazały, że zabudowania usytuowane były na majdanie. Chaty stały w luźnych rzędach w kierunku zachodnim i wschodnim, wszystkie miały wejście od południa, a palenisko jamowe otwarte umieszczone było wewnątrz chaty. Poszczególne domy stały 6 – 8 metrów jeden od drugiego. Na terenie grodziska odkryto również chaty-ziemianki, wkopane na głębokość 2 m, w których znajdowały się paleniska wyłożone kamieniami. Wejście do nich było również od strony południowej. W sumie na podstawie badań stwierdzono istnienie dwudziestu budynków mieszkalnych. Z tego trzy chaty ziemianki należą do starszej fazy rozwoju grodziska.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriad2e0c89477
REFERAT II –
DZIEJE GRODZISKA
Archeolodzy wyróżniają dwie fazy zasiedlenia grodu, pierwszą obejmującą VII – IX wiek oraz drugą od połowy IX do XI wieku. Początkowo była tu osada otwarta, a dopiero potem powstał gród.
Gród Borusz należał do Grodów Czerwieńskich i był pierwotnie zamieszkany przez plemię Lędzian /Lechitów/. Być może stanowił ośrodek lokalnej społeczności plemiennej lub siedzibę miejscowego władcy. Mieszkańcy utrzymywali przyjazne kontakty z Pieczyngami, którzy wtedy oddzielali ten teren od Rusi Kijowskiej. O tych związkach świadczą znaleziska ceramiczne i inne zabytki. Tereny te, były od X w. powodem wielu wojen stoczonych pomiędzy Rusią, Węgrami i Polską, dlatego budowa grodów stanowiła zabezpieczenie ludności przed wrogiem. Upadek grodu nastąpił w XI wieku, prawdopodobnie po zajęciu tego obszaru przez Ruś. Grody Czerwieńskie zdobyte w 981 r. wraz z Przemyślem przez księcia kijowskiego Włodzimierza Wielkiego, zostały w 1018 r. odzyskane przez Bolesława Chrobrego, podczas wyprawy kijowskiej. Gród w Tuligłowach, w świetle badań archeologicznych, został dwukrotnie zdobyty przez wojska ruskie. Świadczą o tym ślady pożaru odnalezione przez archeologów.
FUNKCJA GRODU
Istnieje również teoria, według której gród w Tuligłowach, wraz z podobnymi założeniami obronnymi Aksmanice i Sielnica, tworzył układ obronny, położony na strategicznie ważnej drodze Bramy Przemyskiej i Kotliny Dynowskiej. Wymienione grody mają wiele cech wspólnych, co może świadczyć o tym, iż usytuowanie oraz rozplanowanie przestrzeni obronnej mogło wiązać się z istnieniem nadrzędnej władzy. Mogły również umacniać szlaki handlowe. Na przestrzeni między grodami zbiegały się drogi z Kijowa w stronę górnego Bugu, a następnie w kierunku Sandomierza, Krakowa i Pragi oraz szlak Bałtyk –Wisła – San – przełęcze karpackie – Cisa, otwarty na Bałkany oraz jego odgałęzienie przez Słowację na Węgry. Zatem rola grodu w Tuligłowach mogła być znacząca u początków kształtowania się państwa polskiego.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriaca8c0825ab
REFERAT III –
LEGENDY
Do czasów obecnych przetrwały legendy. Jedna z nich głosi, że: na szczycie tej góry umiejscowiono gród obronny, należący do szlachcica Boruszy. Pewnego razu na osadę napadli Tatarzy. Jego mieszkańców wycięli w pień, a gród ograbiwszy spalili. Gródek Borusz jednej nocy zapadł się pod ziemię. Od tego czasu w dzień Wielkiej Nocy, kiedy przyłoży się ucho do ziemi, można usłyszeć bicie dzwonów. Według innej przypuszczalną przyczyną upadku warowni była walka między braćmi o spadek.
Grodzisko przez niektórych zwane jest również Górą Czarownic. Twierdzą niektórzy, iż we wnętrzu góry śpią uwięzione czarownice.
Jeszcze inna z legend podaje, że dawno temu w okresie Wielkiej Nocy ktoś zauważył niebieską wstążeczkę wystającą z wody. Zaczął ją wyciągać. Długo ciągnął, aż w końcu zobaczył, że wyciąga sygnaturkę kościelną. Zdenerwowany tym, że tak powoli mu to idzie, przeklął. Zagrzmiało, woda się zmąciła i wszystko przepadło.
Legend i podań o grodzisku jest sporo. Wszystkie wskazują, że miejsce to od dawna budziło zainteresowanie.
Do wzniesienia z resztkami grodu można łatwo dojechać lokalnymi drogami od strony Tuligłów lub Węgierki. Leży w Nadleśnictwie Kańczuga, Leśnictwo Tuligłowy.
Do niedawna dotarcie do Boruszy ułatwiała czerwona tablica konserwatorska, wskazująca jego położenie, usytuowana na polanie, u podnóża wzgórza. Od kilku dni przy drodze obok grodziska ustawiona została tablica informacyjna, opracowana na podstawie dostępnych materiałów dotyczących historii grody i wyników badań archeologów.
Przy tablicy ustawione są również ławeczki dla chcących odpocząć u stup historycznego miejsca. W wyobraźni można przenieść się w odległe czasy i usłyszeć gwar życia toczącego się w grodzie z czasu pierwszych Piastów. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć wojów wracających z kijowskiej wyprawy Bolesława Chrobrego.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriabbc3b0de85
Projekt „Uchrońmy od zapomnienia Okop – XVII – wieczne wały obronne w Tuligłowach”.
10 maj 2016 roku rozpoczęła się realizacja kolejnego projektu realizowanego przez Grupę Nieformalną Koło Miłośników Tuligłów, przy współpracy ze Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju Tuligłów. Projekt jest realizowany w ramach Programu FIO – Akademia Aktywnych Obywateli – Podkarpackie Inicjatywy Lokalne.
Projekt składa się z kilku elementów: uporządkowanie części wałów od strony północno-wschodniej (gdzie w 2009 roku ustawiony został krzyż), zebranie informacji na temat historii i roli Okopu w XVII w., ustawienie tablicy informacyjnej i fotościanki przy wałach, opracowanie folderu informacyjnego oraz inscenizacja tematyczna w wykonaniu dzieci i młodzieży, uczestników projektu.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria5e10280680
Trwają próby do przedstawienia, którego fabuła przeniesie widzów w XVII w., kiedy to Rzeczpospolita, a szczególnie ziemia przemyska zmagały się z tatarskimi najazdami. Ślady tego pochodu naznaczone były kupami popiołów i gruzów okolicznych wsi, gdzie nawet trawa nie porosła. Tuligłowy również przeżywały trudne chwile. Inscenizacja w wykonaniu dzieci i młodzieży – uczestników projektu, zostanie pokazana publiczności we wrześniu.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria4a18d85d71
Powstała już fotościanka. Wkrótce zostanie ustawiona przy Okopie. Będzie można wcielić się w wybraną postać i wykonać pamiątkowe zdjęcie. Autorką fotościanki jest mieszkanka Tuligłów pani Anna Ciećko. Pierwsze zdjęcia zostały już wykonane podczas festynu rodzinnego, co jest dowodem na to, iż świetnie spełnia swoją rolę. Wtedy to można było również wykonać sobie niepowtarzalne zdjęcie z aktorami w epokowych strojach tatarskich.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriae4f7196335
Prace na Okopie mają na celu przygotowanie punktu widokowego. Wykonane zostało bezpieczne podejście pod krzyż.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriaf2c5b03591
Próby do przedstawienia trwają nieprzerwanie od początku realizacji projektu. Nawet wakacyjne wyjazdy młodych aktorów nie zakłóciły ustalonego harmonogramu.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria7b7596528e
Na przygotowane podejście nawieziono ziemię, aby wyrównać ścieżkę. Posadzone zostały iglaki i przygotowane miejsce pod ustawienie planowanej tablicy informacyjnej i fotościanki.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria98a19380f1
Próby przedstawienia pt. "Historia z dworskiego pamiętnika" odbywają się na scenie, którą wypełniają rekwizyty, odtwarzające klimat życia w XVII- wiecznych Tuligłowach.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriaebf3c7570e
Ostatnie prace przy Okopie związane są z ustawieniem tablicy informacyjnej i fotościanki.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria86b8dd547c
Trwają ostatnie próby przed premierą przedstawienia, które zostanie wystawione za kilkanaście godzin w ramach podsumowania projektu. Wśród aktorów panuje radosna atmosfera. Reżyserzy udzielają ostatnich wskazówek, a na scenie pojawiają się ostatnie rekwizyty. Każdy już wie, że od niego zależy ostateczny efekt kilkumiesięcznej pracy.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria547d08def3
Podsumowanie projektu
„Uchrońmy od zapomnienia Okop – XVII-wieczne wały obronne w Tuligłowach”
Uroczystość odbyła się w niedzielę 25 września o godz. 17.00 w świetlicy wiejskiej. Po powitaniu wszystkich zebranych odczytane zostały referaty.
1. Historia powstania Tuligłów – Kornelia Kubas
2. Okoliczności powstania Okopu w Tuligłowach – Paulina Furtak
3.Najazdy tatarskie na Ziemię Przemyską w XVII w. i ich skutki dla Tuligłów – Artur Zajchowski
4. W tatarskiej niewoli – Karolina Niemczycka
5. Sztuka wojenna Tatarów – Weronika Stec
1) Historia powstania Tuligłów
Początki Tuligłów wiążą się z pewnością z legendą dotyczącą przybyszów z Podola, z miejscowości Kudryńce, którzy uciekli przed tatarskim niebezpieczeństwem, by szukać spokojnego miejsca. „Przytulili” tu swoje głowy i zostali, a wraz z nimi został Cudowny Obraz Matki Bożej Niepokalanej, który ze sobą przynieśli. Obraz Madonny powiesili na topoli, by stąd Maryja czuwała i błogosławiła ich rodzinom.
Prawo osadnicze Tuligłowy otrzymały po 1340 roku. Mikołaj Mzurowski mąż wielkich cnót i chrześcijańskiej pobożności, właściciel dóbr, w skład których wchodziły Tuligłowy, założył parafię w Rudołowicach i ufundował kaplicę w Tuligłowach. W 1393 r. zbudował drewniany kościół, do którego przeniesiono Cudowny Obraz. W 1396 roku biskup przemyski Maciej, herbu Janina, ustanowił w Tuligłowach samodzielną parafię, nadając jej wezwanie Św. Mikołaja Biskupa.
Dziedzic Mikołaj Mzurowski nadał temu kościołowi jeden łan ziemi aż do granic Chorzowa, obszar roli pod lasem, staw we wsi oraz prawo wypasu bydła z bydłem dworskim i świń w lasach oraz prawo wyrębu drzewa, potrzebnego na opał i budowę. Synowie pierwszego fundatora, Jan i Mikołaj, oddali świątynię w opiekę Kanonikom Grobu Chrystusowego (Bożogrobcom).
W XVII w. okazało się, że pierwszy kościół jest za mały, by pomieścić coraz większe rzesze pielgrzymów. W1629 r. na miejscu dawnego kościoła wybudowano większy, również drewniany. Ten kościół również okazał się zbyt ciasny, więc w latach 1768–1770 wzniesiono okazały murowany w stylu barokowym. Świątynia ta wraz z przylegającym Klasztorem Bożogrobców przetrwała do dnia dzisiejszego.
W źródłach pisanych Tuligłowy pojawiają się w końcu XIV w., jako wieś rycerska. W XV w. Tuligłowy były własnością rodu Kmitów. W 1484 r. wraz z ręka Barbary z Kmitów, Tuligłowy przeszły w ręce Stanisława Dereszniaka z Rokietnicy, wchodząc od tego czasu wraz z Rokietnicą w skład jednego zespołu dóbr. W 1504 r. Dereszniacy, powiększyli swój majątek przejmując Czelatyce, a później Tuligłowy. W ten sposób stworzyli dość duży klucz rokietnicki, składający się z kilku folwarków, a Tuligłowy stanowiły jego część. W 1628 r. klucz rokietnicki nabył Marcin Krasicki herbu Rogala. W 1642 roku Tuligłowy, Czelatyce oraz Rokietnicę otrzymał Adam Władysław Krasicki.
Po śmierci ostatniego z krasiczyńskiej linii Krasickich, w 1692 r. Tuligłowy przeszły na rzecz Urszuli z Krasickich Modrzewskiej, następnie otrzymał je Jan Tarło. Klucz Rokietnicki z Tuligłowami odziedziczyła później Ludwika z Mniszchów Potocka. Na początku XIX w. Tuligłowy stanowiły własność Pinińskich (m.in. Kajetana Pinińskiego), natomiast w drugiej połowie XIX wieku Szembeków.
2) Okoliczności powstania Okopu w Tuligłowach
Tuligłowski Okop powstał w czasie, gdy ziemia przemyska nękana była najazdami tatarskimi. Warownię i prawdopodobnie drewniany dwór obronny zbudował Marcin Krasicki, właściciel Tuligłów. Budowę wału rozpoczęto zapewne po niszczącym najeździe w 1624 r., kiedy to Tuligłowy mocno ucierpiały.
Na miejsce, gdzie miała powstać warownia obronna, wybrano wzgórze w północno-wschodniej części Tuligłów, położone poza wioską. Językowaty cypel znajdował się w widłach dwóch potoków wpadających do niewielkiej rzeki. Od północnej strony znajdowały się tereny bagniste, co stanowiło dodatkowy element obronny. Z tego kierunku najczęściej spodziewano się wroga.
Różne są teorie związane z powstaniem tuligłowskiego Okopu. Mało prawdopodobna jest hipoteza dotycząca genezy wału, która wskazuje, że jest to szaniec konfederatów barskich, mających stoczyć tutaj ważną bitwę z Moskalami. Możliwe jest, że twórca tej teorii pomylił historię Okopu w Tuligłowach z Okopami Św. Trójcy nad nad Dniestrem u ujścia Zbrucza.
W jednym z opracowań historycznych pojawia się określenie „Szańce Sobieskiego”, wiążące z tym miejscem króla Jana III Sobieskiego, który wraz z wojskiem miał stacjonować w pobliżu Tuligłów. To również tylko przypuszczenie.
Okop ma kształt kwadratu. Wymiary majdanu są dużej wielkości i wynoszą 73 x 73 m. Podstawa wałów ma szerokość 10 m, wysokość od zewnątrz około 4 - 5 m, a po wewnętrznej stronie około 3 m. Prawdopodobnie część ziemi użytej do nasypu pochodziła z rowu, znajdującego się po zewnętrznej stronie.
Fortyfikacja posiadała cztery bastiony o znacznie wyższych wałach niż na kurtynach - prostych odcinkach fortyfikacji. Wewnątrz mają wysokość 2,5 – 3 m, a na zewnątrz 6 – 7 m. Do dzisiaj zachowały się trzy bastiony, czwarty – od strony południowo-wschodniej został rozebrany przez nowych właścicieli Okopu, a w jego miejsce powstały zabudowania.
Można przypuszczać, że na szczycie wałów znajdował się gruby pleciony łozinowy płot, który mógł chronić przed strzałami tatarskimi. Prawdopodobne jest również istnienie na majdanie wysokiego drzewa, stanowiącego punkt obserwacyjny terenu, z którego mogło nadejść niebezpieczeństwo. Jedno z opracowań podaje nawet, że na wałach mógł się znajdować częstokół - ogrodzenie z drewnianych, ostro zakończonych pali, wbitych w ziemię jeden przy drugim, a na bastionach wzniesiono drewniane graniaste baszty. Brama miała się znajdować pośrodku jednej z kurtyn.
Warownia – Okop była solidną budowlą jak na owe czasy. Zapewniała schronienie i bezpieczeństwo tutejszym chłopom, którzy w chwili zagrożenia kryli się tam wraz ze swoim dobytkiem.
Wokół historii Okopu powstały legendy. Jedna z nich głosi, że przed Tatarami i Szwedami chronili się tam nie tylko chłopi ale również panowie z pobliskiego folwarku. Według innej podobno po ostatniej wojnie znaleziono tam szablę, którą jakiś nieznany, miejscowy artysta miał przerobić na nóż stołowy. Inne opowieści wskazują, że nieopodal Okopu miał znajdować się pomnik rycerza na koniu. Z jakiegoś powodu ów pomnik runął do pobliskiego potoku, a grzbiet konia był podobno jeszcze widziany przez jakiś czas przez mieszkańców wioski, gdy rzeka podmywała brzeg. Przekazy te z pewnością świadczą o dużym znaczeniu fortyfikacji dla miejscowej ludności.
3) Najazdy tatarskie na Ziemię Przemyską w XVII w. i ich skutki dla Tuligłów.
Krwawe były losy ziemi przemyskiej w wieku XVII. W latach 1620–1629 na ziemię przemyską spadło aż osiem niszczących najazdów tatarskich. Tuligłowy najmocniej ucierpiały podczas dwóch.
Cudem uniknęły strasznego najazdu ordy budziackiej z 1624 r. 10 czerwca rozbili kosz pod Medyką, skąd na drugi dzień czambuły wyszły na rabunek, a ślady tego pochodu naznaczone były kupami popiołów i gruzów okolicznych wsi, gdzie nawet trawa nie porosła. Podczas tego najazdu łupem padła Rokietnica, natomiast w Tuligłowach zostało spustoszonych 8 łanów. Ze zniszczonych 8 łanów 3 zostały włączone do pól dworskich.
W ostatnich dniach października 1648 r. oddziały tatarsko-kozackie najechały na ziemię jarosławską, pustosząc najpierw wsie na prawym brzegu Sanu, następnie najeżdżając na Jarosław, który opuścili po uzyskaniu okupu. Po zakończeniu grabieży w okolicach Jarosławia, większość konnicy tatarsko-kozackiej przemieściła się na południe. Jeden z podjazdów dotarł do doliny Mleczki Wschodniej, atakując Kramarzówkę, a po drodze niszcząc Tuligłowy. Według wykazu wsi ziemi przemyskiej, spustoszonych podczas najazdu tatarsko-kozackiego w 1648 r., w Tuligłowach zniszczonych zostało 5,5 łanów. Oprócz tego pola orne o powierzchni 2,5 łana leżały odłogiem, w wyniku zniszczeń wojennych spowodowanych w 1624 r. przez ordyńców z Budżaku.
W 1657 r. nastąpił najazd siedmiogrodzko–kozacki. 23 lutego najeźdźcy znaleźli się w rejonie Radymna, dokonując spustoszenia tego miasteczka. W tym dniu dotarli w pobliże Tuligłów, tj. do Maćkowic i Kaszyc. Następnego dnia jedna grupa uderzyła m.in. na Tapin, Dobkowice i Chłopice, a druga część wojsk siedmiogrodzko–kozackich, posuwając się na zachód, spustoszyła Tuligłowy oraz m.in. Chorzów, Tyniowice i Kramarzówkę. W Tuligłowach zniszczono1,5 łana.
Bardziej tragiczne wydarzenia miały miejsce podczas tarskiego najazdu w 1672 r. Wówczas ocalało zaledwie 4 domy. Atak z 1672 r. był najbardziej niszczącym najazdem, jaki spadł na Rzeczpospolitą w jej stosunkach z Turcją i zależnym od niej Chanatem Krymskim. Był początkiem długotrwałego konfliktu między obu państwami, trwającego do roku 1699. Ten czas był szczególnie trudny dla ziemi przemyskiej. 3 października 1672 r. dwanaście zagonów jazdy tatarskiej, podległej Safie Gerejowi, spustoszyło bezsilną ziemię przemyską. Oprócz Tuligłów napadnięte zostały Kidałowice, Boratyn, Chłopice, Rudołowice, Chorzów, Pruchnik i inne miejscowości.
Głównym celem Tatarów nie było zdobywanie ziem lecz poszukiwanie łupów wojennych w tym ludzi, „towaru” najcenniejszego z ich punktu widzenia. W niewolę brano młodzież, ludzi w sile wieku i dzieci. Starych i chorych przeważnie mordowano. Tatarzy unikali ufortyfikowanych miast i punktów obronnych skupiając się głównie na bezbronnych wsiach. Nie szukali zatem sukcesów militarnych, a jedynie łupów i jasyru, przy jak najmniejszych stratach własnych. Niewola tatarska uważana była przez chłopów za równoznaczną ze śmiercią. Mawiano wówczas: O – bo lepiej pójść na mary, jak w niewolę na Tatary. Nielicznym udało się z niej wrócić. Między innymi z tego względu biskup przemyski Achacy Grocholewski, po napadzie ordy w 1624 r., wydał zarządzenie zezwalające na udzielanie ponownego ślubu pozostałym małżonkom. Wystarczyła przysięga, że żona lub mąż zostali uprowadzeni w niewolę tatarską i tym samym nie żyją.
4) W tatarskiej w niewoli.
Najazdy tatarskie wiązały się ze zniszczeniami, grabieżą najechanych ziem oraz stratami w ludności, której część wymordowano, a część brano w jasyr.
Zagony tatarskie unikały dobrze bronionych miejsc i najczęściej miały za cel zdobycie jak największego jasyru. Ludność wzięta do niewoli nie wracała do rodzinnego domu. Część ginęła w drodze na wschód, część w niewoli z wycieńczenia, tylko niektórzy byli oddawani rodzinie lub rodakom w zamian za okup.
Jak wyglądała niewola tatarska pokazuje historia Kasi Kolasy z Morawska, znana z kronik kościelnych chłopickiego proboszcza.
Trafiła do niewoli w 1672 r., podczas gdy Tatarzy założyli obóz pod Medyką i stamtąd organizowali łupieżcze wypady na okoliczne wsie, w tym Tuligłowy. Jako jedna z nielicznych przeżyła niewolę i wróciła w rodzinne strony. Oto jej relacja, zapisana w kronice:
Mego tatę zabił czarny Tatar siekierą a mamę i mnie zabrał na błoniu podzielił nas wszystkich na kilka kupek, otóż mamę i mnie rozłączyli z płaczem wielkim i krzykiem, odtąd mamy nie widziałam więcej. Mamie zawiązali ręce łykami na plecach, a mnie zawiązali na jedną rękę z drugimi takimi dziewczynkami jak ja byłam wtedy. Widziałam jak się paliły wsie i nasza wieś Morawsko, jak się paliły lasy, jak ludzie uciekali z krzykiem i płaczem z dziećmi i bydłem do lasu, gdzie była Kaplica Cudownej Matki Bożej w lesie chłopickim. Tyle pamiętam, bo Tatarzy nie kazali nam się nawet patrzeć poza siebie, ale nas gromadą wielką gnali naprzód, a oni jechali na koniach wkoło nas aby nikt nie uciekł. Widziałam, jak kilka ludzi naszych skoczyli za Radymnem z wysokiego brzegu do wody Sanu, a czy utonęli albo przepłynęli, nie wiem, bo i ja byłabym skoczyła do wody za niemi, ale byłam przywiązana na sznurze za szyję z drugimi. Wszystkieśmy tak płakały i prosiły o ratunek, że aż po lasach było słychać nasz lament straszny, ale nikt z ludzi nas nie ratował, bo we wsiach nie było żywej duszy, a nad lasami było niebo czerwone od pożarów jak rozpalone żelazo z iskrami. Daleko Tatarzy pogany straszni od zgrai wilków, ubrani w sukmany białe, czapki ich jak kępy naszego zboża na polu, brody u nich jak nasze kądziele, a łby ich gołe jak kolana, jeno jacyś starsi u nich mieli warkocz jak u nas dziewki na łysym łbie skręcony za uchem. A pysk u nich szeroki jak denko, a ślepaki czarne, a świeca Ce jak w nocy u wilków. Kożuch Na nich do góry kudłami obracają, a po plecach mają jakieś kobiałki do naszych podobne, a w tych kobiałkach mają długie kołki na jednym końcu ostro kute i temi kołkami strzelają do ludzi prosto w serce, albo w oczy, tak, że widziałam jak nie jednego tym okutym kołkiem na wylot przez piersi przebijali, a tego wydobyć z piersi nikt nie mógł, ale trzeba było aż dziurę w piersi wielką robić.
Nie wiem przez jakie wsie i wody gnali nas, nie wiem nawet jakie dni były, czy święto, czy dzień powszedni, czy post, czy nie post, bo dawali jeść końskie ścierwo, jakieś kobyle skwaszone mleko, co trzymają nie w naczyniu czystem jak u nas, ale w skórzanym worku, a potem na brudną płachtę z worka wylewali i jak psy nasze chłeptali ozorami, gdyż łyżek ani miski znają, a tylko zębami i pazorami ścierwo końskie pożerają, także baraninę. Nie wiem jak długo nas gnali po górach, lasach i wodach aż do swego kraju, nie pamiętam jak taką daleką drogę mogłam żywa zrobić, wiem tyle, że w jednej koszuli byłam, która ze mnie spadła i tylko kawałki czarne na mnie wisiały, a ciało moje sine było od bicia, bo mnie i drugich strasznie bili gdyśmy już iść nie mogły i na ziemię z trudu upadały. A jak kto z nas upadł, to go konie stratowały, albo Tatarzy przywiązali do koni jak torbę za bokiem u nas i tak wisiał, stękał, płakał, prosił aby go dobili na miejscu, ale nie pomogło, tak musiał jechać zawieszony przy boku koni. A te konie ich niewielkie, cienkie, a długie jak glista, a mocne żeśmy od rana do rana daleko, a jak rachowali to po 20 mil uszli, a na drodze jadły liście, mokry i młody mech, gałązki z liśćmi, trawę jak była. Nam dawali do jedzenia nieraz to, co po drodze, po wsiach mogli zrabować. Gnali wielkie stado baranów, krów, jałówek, co zrabowali, a nieraz zabili barana, skórę zdarli, a mięso na słonku chwilę rozgrzali i tak surowe żarli i nam jeść kazali. Ciepłą krew żłopali z bydlęcia. Nie pamiętam wszystkiego z całej drogi, bom płakała we dnie i w nocy, aż mi oczy popuchły i zakisły tak, żem świata Bożego nie widziała, a nogi moje i palce u nóg zrobiły się jak rana wielka, nawet mi palce gniły i odpadły po drodze. Nieraz też musiałam na koniu z drugą za obie ręce związana i przez wierzch konia przewieszona, a ręce jak drewno stężały, a plecy rozciągły się tak, ze ani rękami ruszyć potem nie mogłam.
Raz przecie przyszliśmy do ich kraju. A tam ani miasta, ani wsi jak u nas, ani sadowiny, ani ogrodu, ale łąki i łąki i pastwiska bez granic, a na tych łąkach budy jakieś nakryte płachtami, a w tych budach siedzą baby tatarskie z dziećmi, mają jamy zrobione w ziemi gdzie palą suchymi łajnami końskimi i krowimi i w tym gorącym popiele pieką bairy, tj. placki prosiane, które gorące i surowe wraz z końskim ścierwem pożerają. A tłuką i proso i kaszę z kobylim mlekiem łakomie popijają. Nas wszystkich zagnali na targ. Targ! Co oni zrobią z nami pytaliśmy z płaczem. Oby nas pozabijali raz, a skończyłoby się wołaliśmy. Aż tu przychodzą do każdego patrzą mu w gębę, jakie ma zęby, patrzą na ręce i plecy czy mocne. Do roboty opatrują całe ciało, a potem coś szwargotają i już Tatar sprzedał mnie drugiemu gorzej jak bydle na targu, a ten zakupiwszy nas kilku starszych i młodszych związał sznurem za szyję do kupy i dalej w drogę goni. Znowu nas rozłączyli i gnali bosych, nagich, chorych na dalekie tatarskie błonia.
Robota dla nas była pastuchami, tłuc proso na kaszę, mąkę, piec w jamie placki, doić kobyły, krowy, zlewać mleko do worków skórzanych, prząść kłaki z baranów, krów i wielbłądów, a z tych nici robić płótno, płachty dla Tatara i dzieci jego, potem ryć ziemię i siać proso, czasem tatarkę, bo proso i tatarka to Tatarów całe gospodarstwo. To jeszcze nie tak źle było nam, ale ani kościoła, ani księdza, ani krewnych, ani święta, ani pacierza, ani pieśni nabożnej, ani ptaka naszego, ani śpiewu naszych, ani muzyki, ani lasów, ani gór, ani rzek – o! to męczarnia i nudota gorsza nad głód, nad ubóstwo, nad pracę najcięższą, nad wszystkie biedy. Zapomnieliśmy pacierza, a ja z ziarenek piasku ułożyłam sobie koroneczkę do Matki Bożej i przerzucając te ziarneczka odmawiałam koronkę jak mnie mama nauczyli. Zawsze prosiła Boga, abym przed śmiercią zobaczyła Morawsko, moją chrzestną matkę i kaplicę w gaju chłopickim.
A nieraz chciałam, aby mnie Tatarzy tak zamęczyli jak zabijali naszych, bo jak mieli gościnę w budzie pod płachtami, to którego z naszych przywiązali do słupa, postawili go na popas z piersiami naprzód, a potem w jego piersi, oczy strzelali aż go dobili. Męczył się, ale raz skończył. Tak znowu chcieli siedzieć jak my siedzimy na ławce, to posadzili 4 albo więcej na ziemię, a głowy ich położyli na deskę i siedząc na niej tak gnietli, aż nie raz na miazgę rozgnietli. Z czego się radowali. Albo wsadzali w głębokie jamy aż po szyję naszych niewolników, a potem ścinali im głowy siekierą, toporem jak tu u nas koszą trawę i tak się zabawiali. No raz przecierpieli i umarli, a my cierpieli całe roki bez nadziei czy nas kto wyratuje z niewoli
Aż tu po rokach tej biedy, już nie wiem czy na wiosnę, czy w jesień, każe mi Tatar wybierać się w drogę. Idę i nie wiem co się ze mną stanie. Zegnali nas bardzo dużo do kupy i pędzą na zachód dalej i dalej. O Boże stanęliśmy u granicy kraju co to za kraj. To Ruś i Polska. Klękliśmy na ziemię, ucałowaliśmy tę świętą ziemię a jacyś panowie wzięli nas w opiekę, przyprowadzili do miasta jednego i wypytywali się każdego skąd rodem. A ja pamiętałam sobie Morawsko i kaplicę w lesie koło Morawska, tak powiedziałam i oprowadzili mnie dobrzy ludzie do Morawska, nie poznali mnie, jedna chrzestna matka Jadwiga Szczerbicha od razu mnie poznała w swój dom jako sierotę wzięła, wychowała i wszystkiego na nowo nauczyła, potem wydała.
Kasia Kolasa była tatarską branka do 1677 r. Miała wiele szczęścia w swojej niedoli. Król Jan III Sobieski był właścicielem dóbr w okolicach Jarosławia i Radymna więc zabiegał o powrót z niewoli tatarskiej ludzi wziętych w jasyr w 1672 r. W wyniku pokoju zawartego w Żurawnie w 1676 r. Tatarzy oddali niewolników, w tym Kasię, która wróciła aż z Krymu.
5) Sztuka wojenna Tatarów
Tatarzy, pojawili się w dziejach polskich już w XIII w. Byli przerażająco szybcy, bitni, świetnie zorganizowani i niezwykle okrutni. Sukcesy wojenne zawdzięczali nie tylko liczebności swojej armii, ale przede wszystkim wysokiemu poziomowi sztuki wojennej. Lekkozbrojni jeźdźcy wyposażeni byli w łuk i zakrzywioną szablę. Konnica była niewiarygodnie ruchliwa i wytrzymała. Wojsko przemierzało do 100 kilometrów dziennie. Tatarzy wyróżniali się też wyjątkowym zdyscyplinowaniem.
Ich taktyka walki opierała się o świetny wywiad. Każda wyprawa wojenna przygotowywana była po dokładnym rozpoznaniu nie tylko sił wroga, ale również terenu i stosunków politycznych panujących w danym kraju. Dopiero po zakończeniu działań wywiadowczych Tatarzy przystępowali do głównego uderzenia, przy czym zasadą do jakiej się zawsze stosowali było rozczłonkowanie oddziałów, by zdezorientować przeciwnika i uniemożliwić mu zorganizowanie obrony.
W czasie bitwy zasypywali wrogów gradem strzał, a w walkę wręcz angażowali się dopiero po osłabieniu przeciwnika. Bardzo często pozorowali ucieczkę by wciągnąć nieprzyjaciela w zasadzkę.
Ich dowódcy nie walczyli w pierwszych szeregach, ale kierowali bitwą z tyłów. Taka taktyka walki dawała Tatarom przewagę w starciu z ciężkozbrojnym, niezdyscyplinowanym europejskim rycerstwem.
Każdy ordyniec podczas wyprawy miał zapasowe konie. Po odpoczynku przed granicą polską i jej przejściu szli dniem i nocą, z reguły odpoczywając jedynie godzinę na dobę. Wtargnąwszy skrycie i z wielką szybkością na głębokość kilkuset kilometrów w głąb Polski tworzyli kosz, czyli obóz tatarski, stąd rozpuszczali wiele kilkusetosobowych czambułów swych wojsk. Czambuł to specjalnie wydzielony oddział Tatarów, którego zadaniem było – w oderwaniu od sił głównych – dokonywanie zagonu w głębi terytorium nieprzyjaciela celem zdezorganizowania i odwrócenia uwagi od działań własnych sił głównych, a także zagarnięcia zdobyczy, przede wszystkim jasyru. Grabiły one, paliły, ścinały i przede wszystkim brały jasyr, czyli niewolników, których dostarczali zaraz do głównych sił. Kosz obciążony jasyrem zawracał i zmykał co sił na Dzikie Pola w kierunku Morza Czarnego.
Najważniejszym ich mankamentem było to, że wojsko nie potrafiło zdobywać twierdz czy zamków. Dlatego Tatarzy unikali miejsc obronnych. Nic więc dziwnego, że w wielu miejscach narażonych na najazdy ordy budowano umocnienia obronne. Nawet ziemne okopy takie jak w Tuligłowach, dawały schronienie zagrożonej ludności.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriad3340503f8
Po wygłoszonych referatach, wszyscy zebrani obejrzeli spektakl "Historia z dworskiego pamiętnika".
W przedstawieniu „Historia z dworskiego pamiętnika” wystąpili:
- Kasia – Weronika Stec
- Koleżanka Kasi – Kamila Bała
- Dorotka – Martyna Niemczycka
- Szlachcianka Helena – Kinga Wańkowicz
- Jan – służący we dworze –Bartosz Potoczny
- Służąca Janka – Julia Zając
- Matka Janki – Karolina Niemczycka
- Ojciec Janki – Artur Zajchowski
- Tatar I – Sebastian Szkoła
- Tatar II – Mateusz Lepszy
- Tatar III – Grzegorz Ciuba
- Staszek – Kamil Szuflita
- Antek – Jakub Jasiłek
- Władek – Gabriel Gaweł
- Bronek – sąsiad Janki – Michał Nowotarski
- Wojtek – brat Kasi – Karol Jasiłek
- Szymek – Patryk Kubas
Na zakończenie odbyła się krótka prezentacja przebiegu projektu w formie prezentacji multimedialnej, tj. pokazu zdjęć. Dokumentacja fotograficzna została zaprezentowana również formie wystawy czasowej. Wszyscy zebrani otrzymali okolicznościowe foldery na temat tuligłowskiego okopu.
Wśród zaproszonych gości w spotkaniu udział wzięli: Przewodniczący Rady Gminy Rokietnica Pan Jerzy Kondrat, Radny Miasta Jarosławia Pan Jacek Hołub, emerytowany, wieloletni Dyrektor Szkoły Podstawowej w Tuligłowach Pan Jan Górka, nauczycieli obecnie uczących reprezentowała Pani Mirosława Pająk, ks. Dariusz Trybus, Pani Anna Ciećko. Lokalne media reprezentowała Telewizja Internetowa POD24.
Projekt zrealizowało Koło Miłośników Tuligłów: Małgorzata Stec, Bożena Wańkowicz i Iwona Buksa, przy współpracy ze Stowarzyszeniem.
Spotkanie miało podwójne znaczenie. Było okazją do podsumowania kilkumiesięcznej pracy grupy ludzi, którzy od ponad pięciu lat inicjują różnorodne wydarzenia na terenie naszej miejscowości, ale tez próbą zwrócenia uwagi mieszkańców Tuligłów na bogactwo historii naszej miejscowości.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriacac9ac130e
Dziękujemy wszystkim zaangażowanym w prace przy realizacji projektu: Małgorzacie i Krzysztofowi Stec, Piotrowi i Wiesławie Kuźma, Bożenie i Wojciechowi Wańkowicz, Iwonie Buksa, Małgorzacie Gaweł, Marcie Zajchowskiej, Dorocie Kubas, Bożenie Pajda, Beacie i Januszowi Niemczyckim, Ryszardowi Furtak, Józefowi Zając, Marianowi Mazurek oraz dzieciom i młodzieży, tj. aktorom i wygłaszającym referaty.
2014 rok
Wyniki pracy grup projektowych
"Mieszkańcy Tuligłów, którzy podczas II wojny światowej trafili do obozów pracy i obozów koncentracyjnych"
EDWARD „Edek” GALIŃSKI
Urodził się 5 września 1923 r. w Więckowicach, parafia Tuligłowy, jako syn Jana i
Marii z Bojarskich. Mieszkał w Jarosławiu na ul. Szpitalnej 8. W momencie wybuchu wojny mając szesnaście lat rozpoczynał kolejny rok nauki w szkole średniej. Wiosną 1940 r., podczas łapanki, został aresztowany w ramach niemieckiej akcji AB i wraz z innymi jarosławskimi uczniami trafił do więzienia w Tarnowie. Stamtąd 14 czerwca 1940 r. przewieziono go pierwszym transportem do nowo otwartego obozu zagłady Auschwitz. Tam otrzymał numer obozowy 531.
Na początku 1942 r. udało mu się dostać do ślusarni prowadzonej przez SS–Rottenfuhrera Edwarda Lubuscha, który, jak się później okazało, był niezwykłym człowiekiem jak na wojenne i obozowe warunki. Lubusch zgłosił się na ochotnika do załogi Auschwitz, by uniknąć wysłania na front wschodni. Namówił komendanta na otworzenie warsztatu ślusarskiego na terenie obozu i zatrudnił w nim więźniów, nie po to by ich wykorzystywać, lecz by im pomagać.
Edek radził sobie w obozie. Udało mu się przeżyć ponad 4 lata. Było to niezwykłym wyczynem. Pod koniec 1943 r. Edward Galiński został przydzielony do komanda instalatorów pracującego na terenie obozu Birkenau. Tam poznał Malę Zimetbaum. Mala urodziła się w 1918 r. w Brzesku, ale dzieciństwo i młodość spędziła w Belgii, dokąd wyemigrowali jej rodzice. We wrześniu 1942 r. została aresztowana podczas łapanki na Dworcu Centralnym w Antwerpii i przewieziona do Auschwitz. Otrzymała numer 19880. Ze względu na bardzo dobrą znajomość pięciu języków: polskiego, niemieckiego, flamandzkiego, francuskiego i włoskiego pełniła rolę tłumaczki. Była też gońcem, co doskonale wykorzystywała do przenoszenia grypsów i dostarczania leków. Edek i Mala zakochali się w sobie i odtąd szukali okazji, by się spotkać.
Wraz z Edkiem w obozie przebywał jego kolega Wiesław Kielar (przeżył obóz i wrócił do domu) i to z nim zaplanował ucieczkę z obozu. Wspólnie obmyślili plan, według którego Edward jako ten, który dobrze posługiwał się językiem niemieckim, miał być SS–manem, eskortującym więźnia na Aussenkommando. Wszystko było przygotowane do ucieczki. Nie dawała Edkowi spokoju myśl, że musiał zostawić Melę. Ustalili wkrótce, że zabiorą ze sobą Melę. Termin ucieczki wyznaczyli na 24 czerwca 1944 r. Ostatecznie uciekinierów było dwoje, ale w roli eskortowanego więźnia wystąpiła Mela. Wyszli z obozu niezauważeni. Ona niosła na ramieniu porcelanową umywalkę, która całkowicie zakrywała twarz. Edek w roli SS–mana pokazał wartownikowi sfałszowaną przepustkę, wyjaśnił, że dostał polecenie zamontowania nowego zlewu w oświęcimskim mieszkaniu jednego z Niemców, po czym wraz z więźniem oddalili się spokojnym krokiem. Kiedy byli już w bezpiecznej odległości, Mela zdjęła pasiak. W sukience wyglądała na kobietę towarzyszącą Niemcowi. Ich nieobecność zauważono dopiero podczas wieczornego apelu.
Szli na południe w kierunku Słowacji. Edek i Mela przemieszczali się tylko w nocy. W strefie przygranicznej Mela weszła do sklepu, by złoty pierścionek wymienić na chleb. Tym zwróciła uwagę sklepikarza, który zawiadomił posterunek gestapo. Została aresztowana w chwili, gdy wracała do Edka, czekającego na nią w ukryciu. Kiedy zobaczył zatrzymanie Meli, wyszedł z kryjówki i dobrowolnie oddał się w ręce gestapowców, mając świadomość, co to dla niego oznacza. 6 lipca 1944 r. ponownie zostali więźniami.
Kiedy w obozie więźniowie cieszyli się z udanej ucieczki, Edek i Mela jechali do więzienia w Bielsku – Białej, a stamtąd z powrotem do Auschwitz. Trafili tym razem do Bloku 11 zwanego Blokiem Śmierci. Osadzono ich w osobnych celach. Zaprzyjaźniony strażnik przenosił grypsy między celami, by mogli się kontaktować. Prawie codziennie byli przesłuchiwani. Żadne z nich nie wydało ludzi, którzy pomogli im w ucieczce. Edek był bity metalowym prętem w pięty, ale nikogo nie wydał. Mala też milczała. Za ucieczkę Mala i Edek zostali skazani na śmierć. Wyrok został wykonany 22 sierpnia 1944 r. w Auschwitz II – Birkenau. Edward Galiński został powieszony w obozie męskim. Galiński próbował uprzedzić SS i powiesić się przed odczytaniem wyroku. Nie pozwolono jednak na taką manifestację. Kielar pisał: Edek czekał spokojnie, aż skończy. W momencie zupełnej ciszy, nagle krzyknął zdławionym głosem: Niech żyje Polsk… Ale nie dokończył. Jupp nagle poderwał taboret, pętla zacisnęła się tym razem mocno. Wszyscy stali nie poruszeni w zupełnej ciszy, tylko grupa SS–manów wycofywała się w kierunku wyjścia z obozu. Na czyjąś komendę wszyscy zdjęli czapki z głów, oddając hołd Edkowi.
Mala Zimetbaum zginęła w tym samym dniu w obozie kobiecym, najprawdopodobniej została zastrzelona.
W Państwowym Muzeum Auschwitz – Birkenau przechowywana jest niezwykła pamiątka, którą przekazał w 1968 r. Wiesław Kielar. Są to dwa pukle włosów zawinięte w papier. Na jego brzegu ołówkiem Galiński napisał: Mally Zimetbaum 19880, Edward Galiński 531.
Edward Galiński (zdjęcie obozowe)
Wnętrze obozowej spawalni w Auschwitz I. Na pierwszym planie esesman Lubusch, za nim po prawej stronie stoi Edek Galiński (Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu)
Barbara Wywrocka
Urodziła się w 1907 roku, prawdopodobnie w Tuligłowach. Jej dom rodzinny znajdował się w miejscu gdzie obecnie mieszkają państwo Maria i Eugeniusz Stec. Losy rodziny były trudne. Gestapo aresztowało trójkę z czwórki rodzeństwa. Barbara trafiła do obozu w Oświęcimiu, jej siostra Janina po aresztowaniu zaginęła i nigdy nie udało się ustalić miejsca jej pobytu, natomiast Józef został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec, gdzie pracował w gospodarstwie rolnym.
Barbara przeżyła więzienie w Oświęcimiu dzięki temu, że potrafiła powozić końmi. W obozie wywoziła ciała zmarłych, drzewo, kamienie. Niemki, które pilnowały baraku, w którym przebywała bezlitośnie znęcały się nad więźniarkami. Wielokrotnie była bita pejczem. Silna psychika, chęć przeżycia, a może opieka boża sprawiły, że przeżyła ten najtrudniejszy czas w życiu.
W 1951 r., po śmierci swojej mamy, pani Barbara sprzedała dom państwu Helenie i Janowi Stec i zamieszkała w Przemyślu. Niestety wojenne losy sprawiły, że nigdy nie mogła urodzić dziecka, gdyż podczas pobytu w obozie była poddawana eksperymentom medycznym. Pseudolekarze niemieccy prowadzili badania ginekologiczne i doświadczenia medyczne na kobietach, których efektem był bezpłodność. „ … Niemcy robili na cioci doświadczenia, dawali jej jakieś zastrzyki, przez co ta nie mogła mieć później dzieci …” - tłumaczy pani Krystyna, bratanica pani Barbary, mieszkająca obecnie Łętowni.
Z tą sytuacją również sobie poradziła. Wychowywała przybraną córkę Zofię i doczekała się ośmiorga wnucząt.
Jak wspominał pan Eugeniusz Stec, Barbara Wywrocka odwiedzała rodzinne Tuligłowy. Przyjeżdżała do jego domu ze swoją przybraną córką. „Pamiętam jak pani Barbara przyjeżdżała do mojej mamy, często siadały razem i wspominały dawne czasy. Nie przysłuchiwałam się specjalnie ich rozmowom i dlatego nie jestem pewien w którym obozie była pani Barbara, prawdopodobnie w Oświęcimiu. Pamiętam tylko, że miała wytatuowany na ręce numer obozowy.” – wspomina pan Stec. Niestety dotychczasowe zbieranie informacji nie pozwoliło ustalić tego numeru.
Barbara Wywrocka zmarła 29.10.1983 r.
Barbara Wywrocka (druga od prawej), zdj. ze zbiorów rodzinnych p. Krystyny Gudz
Rodzina Wywrockich - od lewej Barbara Wywrocka z mamą i rodzeństwem: Józefem, Janiną i Walerianem - ze zbiorów rodzinnych p. Krystyny Gudz.
Barbara Wywrocka (pierwsza od lewej) - ze zbiorów rodzinnych p. Krystyny Gudz.
Wincenty Mazurek
Wincenty Mazurek urodził się w Tuligłowach 5 lipca 1905 r.
Podczas II wojny światowej Urszula i Wincenty Mazurek, podobnie jak wielu innych mieszkańców Tuligłów, zostali wywiezieni na roboty do Niemiec. W domu, pod opieką babci Jadwigi Mazurek, zostawili małe dzieci: Stanisława urodzonego w 1937 roku oraz Stefanię urodzoną w 1940 roku. W Niemczech pracowali w gospodarstwie rolnym. Urszula w nieznanych okolicznościach złamała rękę i z tego powodu, że stała się dla Niemców bezużyteczna, została odesłana do domu. Wincenty Mazurek na przełomie 1942 i 1943 roku został zabrany z Niemiec do obozu koncentracyjnego do Oświęcimia. Nie udało się dotychczas ustalić z jakiego powodu tam trafił. Wnuczka Stanisława Stosor wspomina opowiadania babci Urszuli: „… babcia chcąc pomóc uwięzionemu mężowi wysyłała do obozu suszony chleb, suszony specjalnie ze względu na obowiązujące ograniczenia wagowe…”
Wincenty Mazurek zmarł w obozie 8 sierpnia 1943 roku. Po jego śmierci do rodziny przysłane zostało zawiadomienie o tym fakcie.
Akt zgonu Wincentego Mazurka - z archiwum rodzinnego p. Stanisławy Stosor
Edward Kondrat
Urodził się 15 września 1919 r. w Tuligłowach, a zmarł 6 stycznia 1983 r.
Podczas II wojny światowej doszło w Tuligłowach do zastrzelenia przez Niemców kilku osób uznawanych za współpracujących z partyzantami ukrywającymi się w pobliskich lasach. W takich okolicznościach 23 lipca 1943 r. zginęli Bronisława i Joachim Korytko. Kiedy Gestapo pojawiło się w domu Korytków, zastali jedynie Bronisławę. Joachim w tym czasie przebywał w polu pasąc krowy. Po wyraźnym poleceniu udała się po męża. Po powrocie obojga, Niemcy wykonali wyrok i zastrzelili Joachima. Rozpaczliwy krzyk żony zastrzelonego sprawił, że podzieliła los męża. W ten sposób osierocony został trzyletni syn Marian. Jak wspomina Jerzy Kondrat, dziecko zostało przerzucone przez płot do Kobylczyków, skąd wujek Edward Kondrat zabrał go do swojej mamy czyli babci Mariana – pani Franciszki Kondrat. Tam się wychowywał.
Niedługo po tym zdarzeniu, Niemcy pojawili się w domu Edwarda Kondrata. Na ich widok matka miała powiedzieć: „Edek, to po ciebie przyszli” – wspomina opowiadanie ojca Jerzy Kondrat. Gdyby nie szybka reakcja Edwarda, który zdołał uprzedzić matkę, prawdopodobnie zostałaby zastrzelona. Edward został aresztowany i w tych okolicznościach trafił do obozu pracy w Pustkowie koło Dębicy. Tam przebywał prawdopodobnie przez rok i pracował przy produkcji broni. Tam nie godząc się na politykę Niemców wraz z współwięźniami zajmował się sabotażem – broń którą produkowali była niesprawna. Ta działalność przyczyniła się do przeniesienia go w 1944 r. do obozu w Oranienburgu w Niemczech. Tam przebywał do 1945 roku, do chwili wyzwolenia przez Rosjan. „W obozie jedli zupę z brukwi i chleb z domieszką trocin… Za kradzież chleba w środku nocy więźniowie z całego baraku byli wypędzeni na zewnątrz, nagich polewano zimną wodą i tak na mrozie musieli stać dwie – trzy godziny…” – wspomina opowiadanie ojca Michalina Bała.
Po wyzwoleniu obozu, wraz z Janem Wróblem z Węgierki, Edward Kondrat przez miesiąc wracał do rodzinnych Tuligłów. Jako więzień obozu miał wytatuowany numer, Ze względu na brak dokumentów nie dało się go odtworzyć. Bliscy też go nie pamiętają gdyż po wojnie, być może, że z chęci zapomnienia o gehennie jaką przeżył lub obawie o swój los, wyciął go żyletką. Na ręce pozostała jedynie blizna.
Edward Kondrat - ze zbiorów rodzinnych p. Michaliny Bała.
Ks. Karol Potoczny i jego brat Józef Potoczny
Ks. Karol Potoczny urodził się 13 czerwca 1891 r. w Tuligłowach. W latach 1919-1921 był wikariuszem w parafii św. Antoniego Padewskiego w Sieteszy. Administrował m.in. parafią w Wyszatycach – od 15 lutego do 16 maja 1933 roku.
Podczas okupacji zakazane było posiadanie broni i radia. Nie wszyscy się temu zarządzeniu podporządkowali. Ks. Karol Potoczny posiadał radio i broń, które przekazał swojemu bratu, Józefowi, aby ten dobrze je schował. Odpowiednim miejscem miała być obora. Józef wykopał pod żłobem dół i tam schował zawinięte w materiał rzeczy. W wyniku donosu Gestapo dowiedziało się o tym fakcie od kuzyna ks. Potocznego. Bracia zostali aresztowani i wywiezieni. Ks. Karol Potoczny zginął w obozie w Dachau w 1941 r., natomiast Józef Potoczny po aresztowaniu trafił do obozu w Auschwitz, gdzie zginął również w 1941 r.
Materiały zgromadziły: Gabriela Mochoń, Patrycja Płocica, Paulina Furtak, Kornelia Kubas.
Referat wygłosiła Gabriela Mochoń.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria8ab0eda6b9
PUSTKÓW
Obóz pracy przymusowej w Pustkowie koło Dębicy
Niemiecki obóz pracy przymusowej w Pustkowie koło Dębicy utworzony został jesienią 1940 r. Obecnie wieś nosi nazwę Pustków-Osiedle. Od lipca do grudnia 1940 r. obóz stanowił miejsce niewoli jeńców francuskich. Obóz ten znajdował się w obrębie wielkiego poligonu SS-Truppenübungsplatz Dębica, który rozciągał się na długości 25 km i szerokości 20 km między Brzeźnicą, Sędziszowem a linią kolejową Dębica–Mielec. Była to baza szkoleniowa oddziałów niemieckich przed wyruszeniem na front lub przeorganizowania jednostek rozbitych na froncie. Część poligonu była także wykorzystana jako baza doświadczalna broni V2.
Obóz w Pustkowie składał się z części: dla Żydów funkcjonował od października 1940 do 23 lipca 1944 r., dla jeńców radzieckich - od października 1941 do lutego 1942 r. oraz obozu karnego dla Polaków, działającego od września 1941 do 27 lipca 1944 r.
Żydzi początkowo pracowali po dwanaście godzin i wracali do swoich domów, natomiast od 8 listopada 1940 r. zostali zatrzymani i osadzeni w obozie. Podzielono ich na 100 osobowe komanda i zmuszono do pracy przy budowie dróg, karczowaniu lasów w miejscach przeznaczonych pod budowę strzelnic i magazynów oraz kopaniu rowów kanalizacyjnych. Więźniom wydłużano godziny pracy, maltretowano, zmniejszano racje żywnościowe. Celem SS-mańskiej załogi obozu było wykorzystywanie siły roboczej Żydów, a następnie ich zagłada. Uwięzionym w obozie w miarę możliwości pomagali okoliczni mieszkańcy. Podrzucali żywność w czasie ich marszu do pracy, pośredniczyli w kontaktowaniu się z ich rodzinami, a nawet pomagali w ucieczkach. Pomoc niosła także organizacja Żydowski Komitet Opiekuńczy Powiatowy w Dębicy, zdobywała artykuły żywnościowe, odzież, a także szczepionki na tyfus i czerwonkę. 24 lipca 1944 r. wobec zbliżającego się wojska radzieckiego, Żydów wywieziono do Oświęcimia, gdzie mieli być zagazowani. Ostatecznie zmieniono decyzję i przewieziono ich do rożnych fabryk Górnego Śląska.
Jesienią 1941 r. w Pustkowie został uruchomiony obóz dla jeńców radzieckich. Umieszczono go u stóp tzw. Królowej Góry obecnie Góra Śmierci. Pierwszy transport jeńców radzieckich, liczący ok. 3 tysięcy żołnierzy, przywieziono 8 października 1941 r. Nie wybudowano dla nich baraków. W obozie przeprowadzono selekcję. Jeńców silnych i zdrowych skierowano do pracy na poligonie, chorych natomiast pozostawiono w obozie, by pracowali przy budowie obozowych baraków. Z powodu bardzo złych warunków higienicznych w obozie wybuchały epidemie czerwonki i tyfusu. Nie było żadnych leków ani pomocy lekarskiej, a chorzy masowo wymierali. Początkowo zwłoki zmarłych i zabitych jeńców chowano w grobach ziemnych, które zasypywano wapnem. W listopadzie 1941 r. z obawy przed rozwleczeniem się panującej w obozie epidemii, urządzono na szczycie Królowej Góry palenisko kremacyjne
Wśród więźniów znajdowały się także kobiety, głównie więźniarki polityczne, dla których wyodrębniono dwa baraki. Jeden stanowił blok mieszkalny, a drugi miejsce pracy. Kobiety pracowały głównie w obozowej szwalni, w pralni oraz w kuchni.
Od kwietnia 1943 r. formowano również transporty, którymi wywożono więźniów z Pustkowa. Trwała wyniszczająca praca, więźniom dokuczały choroby. Bicie i znęcanie się było na porządku dziennym
We wrześniu 1942 r. w Pustkowie został utworzony obóz pracy przymusowej dla Polaków. Pierwszy transport więźniów, ok. 1100 osób, przybył 16 września 1942 r. z lubelskiego. Polscy więźniowie, podobnie jak żydowscy i jeńcy radzieccy, pracowali przy budowie infrastruktury wojskowej na terenie poligonu. Historię obozu pracy przymusowej dla Polaków można podzielić na dwa okresy. Pierwszy od 16 września 1942 r. do końca marca 1943 r., drugi natomiast od kwietnia 1943 r. do lipca 1944 r.
Więźniowie otrzymywali głodowe wyżywienie. W barakach nie przestrzegano higieny, do snu układano się w ubraniach, w których pracowano w ciągu dnia. W ostatnich tygodniach 1942 r. w obozie zapanowała epidemia tyfusu i czerwonki. Więźniowie zaczęli masowo umierać. Śmiertelność przekraczała 20 osób dziennie. Ciała zmarłych palono na Górze Śmierci. Paleniem zwłok zajmowali się sami więźniowie, wybierani przez esesmanów. 20 stycznia 1943 r. inspektor obozów koncentracyjnych wydał komendantom obozów polecenie zmniejszenia śmiertelności w podległych im obozach dla utrzymania siły roboczej. Warunki bytowe więźniów uległy względnemu polepszeniu. Wewnątrz baraków sporządzono trzykondygnacyjne prycze. Więźniowie otrzymali sienniki, podgłówki i koce. Wprowadzono cotygodniową kąpiel i zmianę bielizny. W barakach urządzono umywalnie i dwie latryny. Zezwolono na przyjmowanie paczek żywnościowych i pisanie listów.
Ubrania więźniów od samego początku oznaczone były literą P i numerem obozowym. Oba te oznaczenia noszono na lewej piersi i prawej łopatce przyszyte do odzieży wierzchniej. Z czasem wprowadzono tzw. winkle - trójkąty, których kolor zależał od przyczyny zamknięcia w obozie. Więźniowie polityczni nosili trójkąty czerwone, uchylający się od pracy - czarne, zielone - ci, którzy naruszyli przepisy karne, białe - przyczyny nie znane.
W lipcu 1944 roku wraz ze zbliżaniem się Armii Radzieckiej dowództwo zadecydowało o ewakuacji obozu w głąb Niemiec. 27 lipca wywieziono z Pustkowa ok., dwa tysiące więźniów polskich, w tym blisko 200 kobiet. Kobiety trafiły do obozu w Ravensbrück, a mężczyźni do Oranienburga i Sachsenhausen. Na podstawie zachowanych dokumentów szacuje się, iż w okresie funkcjonowania obozu, na skutek biologicznego wyniszczenia, egzekucji i rozstrzeliwań zginęło 2500 Polaków. Obóz został wyzwolony 23 sierpnia 1944 r.
Szacuje się, że w obozach w Pustkowie w czasie wojny zginęło około 15 tysięcy ludzi, w tym około 7 tysięcy Żydów, 5 tysięcy jeńców radzieckich i około 3 tysięcy Polaków. Do dnia dzisiejszego zachowały się pozostałości obozu na Górze Śmierci wznoszącej się nad byłym obozem, gdzie palone były zwłoki zamordowanych więźniów. Obecnie znajduje się tam pomnik, pozostałość paleniska oraz komora gazowa.
W 1943 r. do obozu w transporcie z Rzeszowa trafił mieszkaniec Tuligłów Edward Kondrat. W wyniku ewakuacji obozu trafił do obozu w Niemczech - do Oranienburga.
Obecnie na terenie dawnego obozu w Pustkowie znajduje się pomnik poświęcony jego ofiarom, wybudowany w 1964 r.
Zrekonstruowano również budynki związane z poligonem wojskowym i byłym obozem, makiety głównych zabudowań poligonu i obozu, oryginalne wyposażenia wnętrz pochodzące z tamtej epoki, elementy ekwipunku żołnierskiego, a także setki zdjęć pochodzących ze zbiorów IPN, muzeów, a także od osób prywatnych. W „baraku żołnierskim” zobaczyliśmy rekonstrukcje gabinetu komendanta poligonu oraz rekonstrukcje jednego z pomieszczeń w baraku żołnierskim. Prezentowane są tam również zachowane rzeczy osobiste żołnierzy, elementy żołnierskiego ekwipunku oraz duża makieta przedstawiająca cześć obozu pracy. W drugim budynku „barak więźniów” znajdują się fotografie różne dokumenty oraz narzędzia pracy z czasów byłego obozu pracy. Pomiędzy dwoma barakami umieszczono „Ścianę Narodów”. Kilka metrów od Ekspozycji Dydaktyczno-Historycznej znajduje się „Cmentarz Góra Śmierci”. W 1941 r. z powodu epidemii tyfusu i czerwonki wśród więźniów, na szczycie góry znajdowało się palenisko kremacyjne służące do palenia zwłok zmarłych oraz zamordowanych więźniów.
Na górze znajdują się tablice oraz kamienie informacyjne, Pomnik Żydowski oraz Pomnik Polski, Pomnik główny, komora na zwłoki, palenisko kremacyjne, mogiła zbiorowa oraz Droga Cierpienia. Poszczególne stacje w postaci tzw. płonących rąk wiążą się martyrologią więźniów.
Materiały zgromadzili i opracowali: Artur Zajchowski, Jakub Raba, Krzysztof Zamróz.
Referat wygłosił Artur Zajchowski
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria475f858911
TARNÓW
1. Pomnik ofiar i faszyzmu w Tarnowie
2. Pomnik pierwszego transportu KL do Auschwitz w Tarnowie
3. Drzwi kościoła pod wezwanie m świętego Maksymiliana Colbe w Tarnowie
Pomnik Ofiar i Faszyzmu w Tarnowie
Pomnik zlokalizowany przed Starym Cmentarzem przy ul. Narutowicza w Tarnowie, odsłonięty 19 czerwca 1966 r. w 26 rocznicę pierwszego transportu więźniów do Oświęcimia.
Składa się z dwóch części: pierwsza przedstawia trzy klęczące postacie męczenników, a druga cementowa forma architektoniczna z unoszącymi się nad nią dwoma mieczami "grunwaldzkimi" oraz dzieckiem płaczącym pod ścianą.
Na ścianie od ul. Narutowicza są umieszczone daty: 1939-1945, a na tylnej ścianie widnieje napis:
W hołdzie 45 000 mieszkańców ziemi tarnowskiej – ofiarom niemieckiego faszyzmu pomordowanym, bohaterom poległym w walce z najeźdźcą o niepodległość ojczyzny w latach 1939-1945.
Pomnik Pierwszego Transportu do KL Auschwitz w Tarnowie
Pomnik Pierwszego Transportu do KL Auschwitz zlokalizowany jest na pl. Więźniów KL Auschwitz. Wcześniej był w tym miejscu plac handlowy. Przed rokiem 1939 sprzedawano na nim koszerne produkty żywnościowe.
Pomnik został wybudowany w 1975 r. w celu upamiętnienia pierwszego transportu polskich więźniów politycznych do KL Auschwitz-Birkenau wczesnym rankiem 14 czerwca 1940 r.
Wcześniej wydarzenie to przypominał obelisk w pasy z pamiątkową tablicą oraz literą „P” w trójkącie. Uroczyste odsłonięcie miało miejsce w 35. rocznicę transportu. Prosty w formie obiekt, wykonany z kamienia, betonu i metalu przywołuje symbolikę oświęcimskich pasiaków oraz korowodu 753 więźniów prowadzonych pod eskortą hitlerowców do wagonów, podstawionych na tarnowski dworzec kolejowy.
Na płycie pomnika widnieje napis dla pamięci przyszłych pokoleń:
„Z tego miejsca wyruszył pierwszy transport liczący 728 Polaków do obozu zagłady KL AUSCHWITZ”
Obiekt znajduje się na terenie byłej dzielnicy żydowskiej oraz na obszarze późniejszego getta. Okolica została zdewastowana przez Niemców podczas okupacji, później w czasie likwidacji getta we wrześniu 1943 r. Reszty zniszczeń dopełniła miejscowa i okoliczna ludność, szukająca w tym miejscu sprzętów, materiałów budowlanych i pożydowskich kosztowności.
Drzwi kościoła p.w. Św. Maksymiliana Kolbe w Tarnowie -martyrologia narodu polskiego
Tematyką drzwi jest martyrologia narodu polskiego, a szczególnie męczeństwo Św. Maksymiliana Kolbe. Następstwo scen biegnie po linii litery „W”.
Drzwi są złożone z 24 płyt o wymiarach 45x70 cm ułożonych w cztery pionowe pasy. Tworzą całość dzięki reliefowi, który spaja wszystkie płyty. Sylwetki więźniów są lekkie i pionowe, oprawców hitlerowskich masywne. Sceny ukazują koszmar życia obozowego, baraki, wyniszczającą pracę, egzekucję więźniów, komory gazowe i krematoria. Szczególne wrażenie robią zawieszone na drucie kolczastym zwłoki więźniów, rozpostarte niczym Chrystus na krzyżu.
Męczeńska śmierć Św. Maksymiliana Kolbe
73 lata temu, 14 sierpnia 1941 r., w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz zmarł męczeńską śmiercią Św. Maksymilian Kolbe.
Franciszkanin ojciec Maksymilian Maria Kolbe trafił do Auschwitz 28 maja 1941 r. z więzienia na Pawiaku w Warszawie. W obozie otrzymał numer 16670. W ostatnich dniach lipca 1941 r., po ucieczce jednego z więźniów, ofiarował swoje życie za nieznanego mu Franciszka Gajowniczka (numer 5659), wyznaczonego na śmierć głodową.
Egzekucje przez zagłodzenie budziły szczególną grozę wśród więźniów. Po ucieczce więźnia z bloku, w którym był więziony, komendant lub kierownik obozu wybierał podczas apelu dziesięciu lub więcej więźniów. Byli zamykani w jednej z cel w podziemiach bloku nr 11. Nie otrzymywali pożywienia ani wody. Po kilku, kilkunastu dniach umierali w straszliwych męczarniach.
Na podstawie rejestru więźniów bloku nr 11 historycy ustalili kilka dat „wybiórek”. W czasie jednej z nich, na przełomie lipca i sierpnia 1941 r. dobrowolnie wystąpił z szeregu ojciec Maksymilian Kolbe i zwrócił się z prośbą o włączenie go do grupy skazanych w miejsce innego więźnia - Franciszka Gajowniczka.
Ojciec Kolbe zmarł po dwóch tygodniach, 14 sierpnia 1941 r., w podziemiach bloku nr 11, jako ostatni z osadzonych. Zakonnik został uśmiercony dosercowym zastrzykiem fenolu.
Franciszek Gajowniczek przeżył wojnę. Zmarł w 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie w wieku 94 lat. Pochowany został na cmentarzu przyklasztornym franciszkanów w Niepokalanowie.
Materiał przygotowały: Agata Mazurek, Mariola Mazurek, Barbara Zamróz, Klaudia Pajda
Referat wygłosiła Klaudia Pajda
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriaee0532fa9d
KRAKÓW
„ W KRAKOWSKIM MUZEUM”
Budynek przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie wybudowano w latach 1931 - 1936 z inicjatywy Towarzystwa Obrony Kresów Zachodnich jako siedzibę bursy i schroniska turystycznego dla młodzieży śląskiej studiującej i odwiedzającej Kraków (stąd nazwa Dom Śląski). W dniu 13 IX 1939 r. budynek został zajęty przez Gestapo i do dnia 17 I 1945 r. pełnił funkcję Komendy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Dystrykcie Kraków. Po wojnie Dom Śląski przekazano w administrowanie Lidze Obrony Kraju, która z biegiem czasu stała się formalnym właścicielem obiektu.
Dowodem na istnienie siedziby gestapo w czasie wojny są zachowane cele w których przetrzymywani byli aresztowani więźniowie. Tam Gestapo śmiertelnie znęcało się nad przesłuchiwanymi. Poruszające są szczególnie ślady krwi tych, którzy tam tragicznie zginęli. Mimo wielokrotnego mycia i czyszczenia ścian nie zdołano usunąć krwi katowanych. Do dziś można przeczytać wyryte na ścianach napisy, świadectwo przeżyć i odczuć, jakie towarzyszyły ofiarom: strachu, niepewności, braku nadziei, obawy o los najbliższych. Niektóre inskrypcje stanowią ostatnie pożegnanie więźniów przeczuwających własną śmierć. Wchodząc do takiej celi czuje się atmosferę jaka musiała tam panować, można sobie wyobrazić co czuli ludzie uwięzieni w takim ciasnym, ciemnym, zawilgoconym miejscu. Natomiast na wystawie stałej Kraków w latach 1939-56 prezentowane są najważniejsze wątki historii okupowanego Krakowa . Pracownicy oddziału prowadzą od lat prace badawcze nad historią Krakowa okresu okupacji niemieckiej i czasów stalinowskich.
W 2011 r. w Oddziale Ulica Pomorska otwarto nową, multimedialną wystawę stałą Krakowianie wobec terroru 1939–1945–1956. Jej zadaniem jest ocalenie od zapomnienia nazwisk ofiar, ich losów i tragicznych wydarzeń z lat 1939–1956. Innym równie ważnym celem wystawy jest przypomnienie, czym było to miejsce w czasach okupacji i jaki lęk wywoływało wśród krakowian słowo Pomorska. Do dnia dzisiejszego nie jest znana dokładna liczba osób, które przeszły przez katownię gestapo. Wiele z nich zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych lub straconych w publicznych egzekucjach.
Dom Śląski nie był wykorzystywany do przesłuchań przez funkcjonariuszy komunistycznego terroru, jednak w jego najbliższym sąsiedztwie, przy Placu Inwalidów, znajdowała się siedziba Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie więziono i męczono polskich patriotów.
Kolekcja korespondencji obozowej Polaków z czasów II wojny światowej została Muzeum ofiarowana przez Jana Pająka. Liczy ok. 800 kart pocztowych i listów wysłanych przez więźniów z obozów jenieckich i obozów koncentracyjnych, a także korespondencji skierowanej przez rodziny do swoich najbliższych przetrzymywanych w hitlerowskich obozach. Fotografie z tego okresu są niezwykle cenne, ponieważ w krakowskich muzeach i archiwach zachowało się niewiele zdjęć wojennych z lat 1939–1945, zwłaszcza w porównaniu z okresem przedwojennym i powojennym. Dokumentują one poczynania władz niemieckich w Krakowie. Są to m.in. zdjęcia z masowych egzekucji na ulicach miasta, przedstawiające burzenie krakowskich pomników, ilustrujące funkcjonowania getta żydowskiego, dokumentujące budowę niemieckich umocnień w Krakowie w ostatnich miesiącach okupacji czy pokazujące miasto tuż po wkroczeniu Armii Czerwonej. Muzealne fotografie ilustrują działalność Rady Głównej Opiekuńczej, zajmującej się m.in. opieką nad tysiącami więźniów.
Specjalną wartość mają pamiątki związane z martyrologią społeczności Krakowa w latach wojny. Są to np. przedmioty wykonane przez więźniów w czasie ich pobytu w więzieniach, obozach koncentracyjnych, obozach jenieckich. Często są to drobne, niepozorne przedmioty, pamiątki osobiste i rodzinne, ale także bezcenne źródło naszej wiedzy o czasach pogardy. Wśród nich są m.in. szachy wykonane z chleba, różaniec skręcony ze sznurka, krzyżyk, serce i kotwica wykonane przez więźnia Montelupich, Adama Wojnara, pierścionek z cyfrą „X” zrobiony w obozie jenieckim Gross-Born przez Jana Michała Fischera dla swojej żony Ireny, serwetka z nazwiskami kobiet więźniarek z celi nr 52 więzienia przy ul. Montelupich, aresztowanych latem i jesienią 1941 r., wykonana przez nie dla komendantki celi Marii Tomczakówny. Szczególne miejsce w zbiorach Muzeum zajmuje papierośnica wykonana przez nazistowskich oprawców z ludzkiej skóry oraz zachowane fragmenty zburzonego przez Niemców pomnika Grunwaldzkiego.
Wielkie wrażenie na zwiedzających robią dochodzące z głośników odgłosy ulicznej egzekucji i krzyki gestapowca przesłuchującego członka polskiego podziemia. Silnie na wyobraźnie oddziałuje pokój przesłuchań gestapo.
Na budynku muzeum przy bramie znajduje się płaskorzeźba z brązu upamiętniająca ofiary hitlerowskiego terroru, odsłonięta 17 stycznia 1975 r. W dolnej części płaskorzeźby znajduje się inskrypcja: W domu tym siedzibie Gestapo w latach 1939-1945 barbarzyńcy hitlerowscy więzili, torturowali, mordowali tysiące Polaków. Tablica znajduje się obok symbolicznej kraty.
Materiały zgromadziły i opracowały: Karolina Niemczycka, Weronika Stec, Kinga Wańkowicz, Arkadiusz Furtak.
Referat wygłosiła Karolina Niemczycka
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria9015f61212
OŚWIĘCIM-BRZEZINKA
„Auschwitz-Birkenau – miejsce, które zmienia świadomość”
Muzeum Auschwitz-Birkenau utworzone zostało w 1947 r. staraniem byłych więźniów KL Auschwitz w celu zachowania "po wsze czasy" pozostałości po byłym niemieckim, nazistowskim obozie koncentracyjnym i zagłady Auschwitz-Birkenau.
Na Muzeum składają się dwie wielkie części byłego kompleksu obozowego: Auschwitz I Stammlager i Auschwitz II Birkenau, wraz z ponad 150 obiektami budowlanymi, ok. 300 ruinami, autentycznymi drogami, rampą, ogrodzeniami, a także archiwalia, które przetrwały ewakuację obozu oraz zbiór ponad stu tysięcy obiektów ruchomych (m.in. walizki, buty, przedmioty codziennego użytku, pasiaki i przedmioty więźniarskie, a także przedmioty pochodzenia esesmańskiego). W 1979 roku z inicjatywy polskiej "Obóz Koncentracyjny Auschwitz" wpisano na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Kilka zdań z historii obozu.
Natychmiast po wybuchu II wojny światowej Niemcy rozpoczęli masowe aresztowania Polaków. Osadzano w więzieniach członków powstających organizacji ruchu oporu, nauczycieli, urzędników, artystów, księży, polityków i przedstawicieli elit intelektualnych. Bardzo szybko okazało się, że Niemcy nie byli w stanie pomieścić kolejnych zatrzymywanych, dlatego wiosną 1940 r. w Oświęcimiu (którego nazwę Niemcy zmienili na Auschwitz) przystąpiono do organizacji pierwszego obozu koncentracyjnego na okupowanych terenach Polski. Jego położenie na skrzyżowaniu linii kolejowych w kolejnych latach odegrało istotną rolę w nazistowskiej polityce wobec ludności okupowanej Europy.
Pierwsi polscy więźniowie polityczni zostali skierowani do obozu w czerwcu 1940 r. Przez prawie dwa lata więziono tu w ogromnej większości Polaków. Osadzono ich w obozie ok. 150 tysięcy. Połowa z nich zginęła. W coraz liczniej nadchodzących transportach znajdowali się także polscy Żydzi, choć było ich wówczas jeszcze niewielu. Panująca w obozie olbrzymia śmiertelność wynikała z głodu, chorób i wyniszczającej pracy.
Po inwazji niemieckiej na Związek Radziecki, w czerwcu 1941 r. rozpoczęto budowę wielkiego obozu na terenie pobliskiej wsi Brzezinka, której mieszkańców wysiedlono, a ich domy zburzono. Powstał obóz Auschwitz II-Birkenau, w którym począwszy od 1942 r. SS rozpoczęła masowe mordowanie ludzi.
W październiku 1942 r. powstała trzecia część kompleksu Auschwitz - obóz w Monowicach znajdujący się przy budowanej przez koncern IG Farben dużej fabryce kauczuku syntetycznego i paliw płynnych. W szczytowym okresie swego rozwoju, latem 1944 r. kompleks obozów Auschwitz obejmował około 40 km² terenu w bezpośrednim sąsiedztwie Auschwitz I i Auschwitz II-Birkenau oraz ponad 40 obozów filialnych rozrzuconych w promieniu kilkuset kilometrów. Wówczas przebywało w nich ok. 135 tys. ludzi, czyli 25% więźniów wszystkich obozów koncentracyjnych.
Przez prawie pięć lat istnienia obozu zarejestrowano w nim 400 tys. więźniów, w większości Żydów i Polaków, lecz również Romów, jeńców z Armii Czerwonej i innych. Liczba ta nie uwzględnia jednak większości Żydów, głównie dzieci i osób starszych, których natychmiast po przywiezieniu i selekcji esesmani mordowali w komorach gazowych, bez wprowadzania do rejestru osadzonych w obozie. Szacuje się dziś, że takich ofiar było nie mniej niż 900 tys. i że w sumie w Auschwitz zginęło co najmniej 1 100 000 osób.
Obóz został wyzwolony 27 stycznia 1945 roku. Ta data powszechnie uznawana jest za najważniejszą dla upamiętnienia ofiar Auschwitz i całego systemu obozów III Rzeszy.
Nasze wrażenia po zwiedzeniu muzeum.
Zwiedzanie zaczęliśmy od bramy z napisem „ARBEIT MACHT FREI - Praca czyni wolnym”, co z punktu widzenia historii obozu jest największym absurdem. Następnie przeszliśmy do bloków obozowych. Zobaczyliśmy sale poświęcone dzieciom - więźniom obozu. Zwiedziliśmy Blok 11 który, znajdowały się tu m.in. tzw. cele stojące, tak małe, że zamknięci w nich skazani (po czterech) musieli pozostawać w pozycji stojącej przez całą noc, czasem też przez kilka nocy z rzędu, ciemne korytarze, celę św. Maksymiliana Kolbe. Byliśmy na dziedzińcu przy ścianie śmierci. Wstrząsające wrażenie wywarł na nas widok komór gazowych i pieców do spalania ciał zagazowanych więźniów, uliczki między blokami oddzielone ogrodzeniem z kolczastego drutu, który niegdyś podłączony był do prądu i stanowił barierę nie do pokonania, tysięcy par butów należących do więźniów, szczególnie tych najmłodszych, walizek, które zawierały cenne i potrzebne rzeczy mające służyć w innym miejscu, okulary, protezy, grzebienie, pędzle do golenia, włosy.
Następnie udaliśmy się do obozu w Brzezince. Zupełnie inny widok. Przeszliśmy wielką bramą wjazdową, którą siedemdziesiąt lat temu przejeżdżały pociągi przywożące więźniów z całej Europy. Na terenie tego obozu zobaczyliśmy baraki mieszkalne oraz ruiny krematorium. W jednym z takich baraków przebywało około 700-800 więźniów, tam właśnie uświadomiliśmy sobie, że to prawie tyle osób ile liczą całe Tuligłowy.
Muzeum zwiedziliśmy w ciszy i zadumie. Jest to miejsce szczególne, które zmienia świadomość i chociaż pobyt tam stanowi ciężkie przeżycie, warto je zwiedzić, tym bardziej, że trafili tam również mieszkańcy Tuligłów.
Informacje zebrali i opracowali:
Mateusz Lepszy i Sebastian Szkoła
Referat wygłosił Sebastian Szkoła
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleriad6a75d1755
"Bolesne wspomnienia"
Rozpoczął się kolejny etap inicjatywy „Auschwitz – Birkenau wpisany w historię Tuligłów” - trwają przygotowania do przedstawiania „Bolesne wspomnienia”. Młodzież pod okiem wyznaczonych opiekunów ćwiczy swoje role. Poza tym wszyscy pracują nad przygotowaniem referatów, jedni zbierają informacje na temat miejsc pamięci, inni przeprowadzają wywiady na temat mieszkańców Tuligłów, którzy przeżyli lub zginęli w obozach. Opiekunowie natomiast wraz z członkami Grupy Nieformalnej „Koło Miłośników Tuligłów” przygotowują scenografię do przedstawienia, a także gromadzą materiały i zdjęcia na wystawę.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria41ec405333
Wycieczka szlakiem miejsc pamięci
W dniach 11-12 października 2014 r. odbyła się dwudniowa wycieczka szlakiem miejsc pamięci: Pustków – Tarnów – Kraków – Oświęcim w ramach inicjatywy „Auschwitz – Birkenau wpisany w historię Tuligłów” organizowanym przez Grupę Nieformalną „Koło Miłośników Tuligłów”.
Projekt dofinansowany z dotacji przyznanej ze środków konkursu „Akademia Aktywnych Obywateli - Podkarpackie Inicjatywy Lokalne”, który realizowany jest w ramach Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich, nadzorowanym przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej oraz Regionalnych Operatorów: Stowarzyszenie Dębicki Klub Biznesu, Fundacja Generator Inspiracji, Fundacja Fundusz Lokalny SMK, Lokalna Grupa Działania Stowarzyszanie „Partnerstwo dla Ziemi Niżańskiej”.
W wyjeździe udział wzięło dwadzieścia osób młodzieży, pięciu opiekunów ze Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Tuligłów oraz trzech członków Grupy Nieformalnej „Koło Miłośników Tuligłów”.
Dwudniowy wyjazd miał na celu zdobycie informacji na temat miejsc, w których znalazło się kilku mieszkańców naszej miejscowości podczas II wojny światowej i warunków w jakich przebywali oraz miejsc upamiętniających tragedię tysięcy Polaków pomordowanych w obozach śmierci. Uczestnicy projektu wyruszyli z Tuligłów o godz. 6.00 rano. Pierwszy etap to Pustków koło Dębicy. Tam wszyscy obejrzeli Ekspozycję Historyczno – Dydaktyczną zorganizowaną na obszarze dawnego hitlerowskiego poligonu wojskowego „SS Truppen – Ubungs – Platz Heidelager” i funkcjonujących tam obozów pracy przymusowej. Na „Górze Śmierci” przy pomniku upamiętniającym ofiary obozu pracy jeden z uczestników – Artur Zajchowski odczytał przygotowany wcześniej referat.
Następnym punktem wycieczki był Tarnów. W tym mieście znajduje się piękny kościół p.w. św. Maksymiliana Kolbe przy ul. Urszulańskiej. Tam wszyscy wysłuchali referatu przygotowanego przez Mariolę Mazurek i obejrzeli drzwi kościoła przedstawiające martyrologię narodu polskiego. Przy Pomniku Pierwszego Transportu do KL Auschwitz zebrane informacje dotyczące okoliczności jego powstania przeczytała Agata Mazurek. Na koniec pobytu w Tarnowie wszyscy obejrzeli Pomnik Ofiar Wojny i Faszyzmu przy ul. Narutowicza.
Ważnym punktem programu wycieczki było zwiedzenie muzeum – oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa przy ul. Pomorskiej. Ekspozycja przedstawia m.in losy wybranych osób – ofiar niemieckiego terroru podczas okupacji w latach 1939 – 1945, zarówno krakowian, jak i postaci związanych z Krakowem.
Drugiego dnia uczestnicy wyjazdu udali się do Oświęcimia, by zwiedzić Miejsce Pamięci i Muzeum Auschwitz – Birkenau. Tam życie straciło kilku mieszkańcy Tuligłów aresztowanych i wywiezionych do obozu podczas II wojny światowej. Wszyscy w skupieniu obejrzeli miejsce, które stało się symbolem Holokaustu i nazistowskich zbrodni popełnionych na Polakach, Romach i innych narodowościach.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria1a1b5643f0
Etap II – Rozdanie ról
Rozpoczął się II etap inicjatywy „Auschwitz – Birkenau wpisany w historię Tuligłów”, który jest realizowany w ramach programu FIO – Akademia Aktywnych Obywateli – Podkarpackie Inicjatywy Lokalne.
Przygotowany został scenariusz i rozdzielone role do przedstawienia „Bolesne wspomnienia”. W przedstawieniu bierze udział 16 osób spośród młodzieży uczestniczącej w projekcie. Aktorzy – amatorzy uczą się swoich ról, a ich opiekunowie – członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Tuligłów reżyserują spektakl oraz pomagają w przygotowaniu strojów i dekoracji. Nad całością czuwają członkowie Grupy Nieformalnej „Koło Miłośników Tuligłów”.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria4786b37e16
Auschwitz – Birkenau wpisany w historię Tuligłów
Grupa Nieformalna „Koło Miłośników Tuligłów” w ramach Programu FIO – Akademia Aktywnych Obywateli – Podkarpackie Inicjatywy Lokalne realizuje projekt pt. „Auschwitz – Birkenau wpisany w historię Tuligłów”, poświęcony historii II wojny światowej, a w szczególności tematyce obozowej.
Inicjatywa rozpoczęła się od rozwieszenia plakatów informacyjnych i umieszczenia ogłoszenia na stronie internetowej.
Spotkanie organizacyjne odbyło się 15 września 2014 r.
W projekcie bierze udział 20 osób spośród młodzieży, 5 wolontariuszy ze Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Tuligłów – jako opiekunowie i 3 osoby – członkowie Grupy Nieformalnej: Małgorzata Stec, Iwona Buksa i Grażyna Łuc. Młodzież została podzielona na pięć grup, z których każda otrzymała zadania do wykonania.
Grupa I: Gabriela Mochoń, Patrycja Płocica, Paulina Furtak, Kornelia Kubas, Opiekun – Marian Mazurek
Zadanie: Zebranie informacji na temat osób z Tuligłów, które zginęły w obozach koncentracyjnych.
Grupa II: Agata Mazurek, Mariola Mazurek, Barbara Zamróz, Klaudia Pajda, Opiekun – Anna Stec
Zadanie: Zebranie wiadomości na temat: Pomnika Ofiar Wojny i Faszyzmu oraz Pomnika Pierwszego Transportu do KL Auschwitz w Tarnowie, drzwi kościoła p.w. św. Maksymiliana Kolbe (martyrologia narodu polskiego) i męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana Kolbe.
Grupa III: Karolina Niemczycka, Weronika Stec, Kinga Wańkowicz, Arkadiusz Furtak, Opiekun – Piotr Kuźma
Zadanie: Opracowanie dokumentacji na temat ekspozycji dotyczącej II wojny światowej w Oddziale Muzeum Historycznego Miasta Krakowa przy ul. Pomorskiej.
Grupa IV: Artur Zajchowski, Jakub Raba, Krzysztof Winiarski, Krzysztof Zamróz, Opiekun – Agata Zajchowska
Zadanie: Zebranie informacji na temat „Drogi Cierpienia” i „Góry Śmierci” w miejscowości Pustków koło Dębicy.
Grupa V: Sebastian Szkoła, Tomasz Kuźma, Mateusz Lepszy, Paweł Kuźma, Opiekun – Marta Zajchowska.
Zadanie: opracowanie dokumentacji na temat Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz – Birkenau.
http://www.tuliglowy.org.pl/kolo-milosnikow-tuliglow#sigProGalleria326e1cc1af